Kierowano się ku wspaniałej stolicy Andaluzyi, historycznemu sie dlisku Maurów, przepysznej Granadzie. Przez Pi nos Puente idąc, zatrzymano się w Santafe, w słynnej z piękności i żyzności dolinie La Vega, nieomal u bram Granady.
Miasto, które niegdyś, za Filipa Ii-go, osiadłe przez Maurów, broniło się tak długo i tak wa lecznie przeciw Hiszpanom, teraz od razu się poddało. Gubernator Granady wyszedł na czele no tablów miejskich i władz, i klucze z pokorą na srebrnej tacy oddał w ręce zwyciężców. Z muzyką, z rozwiniętemi sztandarami, z okrzykiem: niech żyje Napoleon! i innym jeszcze okrzykiem, dobywającym się z piersi pułków polskich, a życzącym długiego życia dalekiej ich ojczyźnie, wkroczyła armia franko-polska do dzierzganych w koronki murów Granady.
Zatrzymano się tu kilka dni, od poczywano wśród obfitości wszelkiego rodzaju, pod niebem zawsze szafirowem, zwiedzano dawne pamiątki maurytańskie, w ruinach Alhambry, w sławnym dziedzińcu lwów, przyomdlewającym szmerze wodotrysków, rozlegało się słowo polskie, brzmiał mazurek, który miał zanieść straceńców „z ziemi włoskiej do polskiej”, a zawiódł ich do Hiszpanii, do Granady i Bóg wie, gdzie jeszcze zawiedzie…
_____
Zygmunt Lucyna Sulima, Polacy w Hiszpanii (1808-1812), Warszawa, Gebethner i Wolff, 1888 r.