Poszliśmy także raz z Tawerny do Lorki i do Murcji. W tem ostatniem mieście zastaliśmy hiszpańskie armaty dwie wałowe i ogromną moc ładunków. Dostaliśmy rozkaz, aby armaty zagwoździć i z wałów pozrzucać, cośmy też uczynili. Później kazano nam topić ładunki hiszpańskie, bośmy ich z sobą zabrać nie mogli, a lada chwila mogła przyjść moc Hiszpanów i odebrać nam to miasto, zanim by armja nasza za nami była nadbiegła. Topiąc tak w wodzie owe ładunki, usiadło nas trzech Polaków w cieniu, bo był upał nieznośny.
Gdy tak siedzimy i odpoczywamy, wychodź jakiś ksiądz świecki do nas i pyta po hiszpańsku:
— Coście wy za jedni?
— Polacy — odpowiadamy.
A on na to: Ja też Polak; lat dwanaście jak bawię w tyra kraju; prócz ptasiego mleka niczego mi nie brak, lecz mi tęskno za swoimi i chciałbym mieć choćby jednego rodaka przy sobie.
Wtem nadbiegł oficer francuski i zawołał:
— Alfons, au travail! to jest: „Dalej do roboty!“ My więc do roboty, a ksiądz zniknął i jużem go więcej nie widział. Często jednak postać tego księdza stoi mi przed oczyma i zdaje mi się, że jeszcze głos jego słodki, a żałosny słyszę.
_____
Jakub Daleki, Wspomnienia mojego ocja z wojen Napoleońskich, Nowe Miasto, Drwęca, 1928