Ustąpiliśmy przeto na prawo, może z ćwierć mili od tej cytadeli, pod miasto Okanią. Na obszernem polu rozłożyliśmy się, a było nas wszystkich podobno do pięćdziesiąt tysięcy chłopa. Hiszpanów zaś miało być jeszcze więcej. Sami bowiem pisali do nas, abyśmy się poddali, bo ich jest siedmiu na nas jednego. My się jednak nie bali.
Uderzyliśmy na nich najpierw w kolumnach, ale daremnie, bo mieli dużo konnicy, która nas rozbić chciała. Utworzyliśmy więc trzy czworoboki, to jest każdy pułk stanowił jeden czworogran; z samych Polaków składały się te czworoboki, bo tylko czwarty, siódmy i dziewiąty pułk do nich wchodziły. Czworograny te były w jednej linji, i to tak byliśmy w nich ustawieni, że trzy pierwsze rzędy nadstawiały bagnety jedne nad drugiemi, a trzy na stępne rzędy przez nie strzelały. W środku zaś mieliśmy po trzy armaty, które raz po raz, rozstępując się w rogu czworoboku, wypuszczaliśmy ze środka do dania z nich ognia.
Tymczasem inne wojska nasze ucierały w rozmaity sposób z nieprzyjacielem. Hiszpanie ustawiczny do nas przypuszczali szturm, to znów z armat ognia dawali, ale niezbyt szkodliwie, tak że sądzili, że nas kule nie chcą imać. Jeden jenerał hiszpański wór pieniędzy włożył w armatę i kazał nim wystrzelić, ale i to im nie pomogło. Poszliśmy wreszcie na bagnety, a nasza tęga artylerja hollenderska dała równocześnie ognia z armat i przemogliśmy ich. I to szczęście nasze, bo ledwieśmy zwyciężyli, a tu widzimy ogromną masę ludu wysypującą się z lasu oliwnego, spieszącą na pomoc Hiszpanom. Rozpędziliśmy jednak i tych, i popędziliśmy wszystkich aż pod góry Serra Mereńskie. Stojąc tam dwa tygodnie, przepędziliśmy ich powoli za góry, a sami wróciliśmy do Mansanares.
_____
Jakub Daleki, Wspomnienia mojego ocja z wojen Napoleońskich, Nowe Miasto, Drwęca, 1928