Od dnia 6 lipca grzmiały z obu stron działa i toczyły się liczne, uparte walki. Polacy jak zwykle zajmowali najniebezpieczniejsze stanowiska i krwią swoją obficie zlewali fosy i wały Tortozy.
W d. 12 poległ kapitan grenadyerów 2-go pułku Legii, Bal. Zajmował on ten sam dom, w którym pierwszego dnia przybycia pod Tortozę, bronił się Brandt tak walecznie. Hiszpanie zrobili wy cieczkę i chcieli ten dom opanować, ale odrzu ceni zostali przez Bala. Nie powiodły im się i dwa nowe ataki. Wtem koło południa zaczął podchodzić pluton złożony z 20-tu Hiszpanów, który jednak niezwłocznie zawrócił, postrzegłszy polską placówkę.
Tylko jeden z Hiszpanów dał ognia, i ta nieszczęsna, na ślepo puszczona kula, ugodziła mężnego kapitana Bala, który był w tylu walkach, oblężeniach i mniejszych starciach, a nigdy dotąd nie odniósł ani zadraśnięcia. Kula trafiła go w czoło, przeszyła mózg i wyszła tylną częścią głowy. Kapitan legł, jak rażony piorunem, nie wydawszy ani głosu z piersi.
_____
Zygmunt Lucyna Sulima, Polacy w Hiszpanii (1808-1812), Warszawa, Gebethner i Wolff, 1888 r.