Przeszedłszy owe góry, ujrzeliśmy się w kraju, któren śmiało ziemskim rajem nazwaćby można. Kraj piękny, urodzajny, wszędzie lud ochędożnie ubrany, czerstwy i wesoły, wpośród drzew owocowych, około uprawy roli pracujący. Wszędzie domy porządne, w których wygodne znajdowaliśmy kwatery, przyjmowani uprzejmie, z wielką gościnnością, i do sytości karmieni. Nigdzie ani wzmianki o partyzantach, o rozbojach po drogach, o niebezpieczeństwie w podróżach. Wszędzie opieka rządu i sprawiedliwość, wszędzie też imię marszałka Soult wspominane ze czcią i uszanowaniem.
Klimat umiarkowany, od północy zasłonięty górami, od połu dnia Srodziemnem morzem oblany. Pomiędzy drzewami okrytemi doskonałemi owocami, Walencyanie sieją ryż, kukurydzę, i inne zboża. Skoro jedno zbiorą, natychmiast drugiem zasiewają pola, do polewania zaś pól lub ogrodów, mają w kanałach wodę, którą za pomocą śluz zatrzymują lub wypuszczają, stosownie do potrzeby.
Miasto stołeczne Walencyą znaleźliśmy schludne, domy w niem porządne i wygodne, ulice szerokie, kościoły i gmachy publiczne wspaniałe, place obszerne, liczne sklepy napełnione bogatemi towarami, ruch mieszkańców wielki. Byłto właśnie dzień niedzielny; książę Dalmacyi otoczony licznym sztabem, i żona, jego w towarzystwie pięknych kobiet, udali się do świątyni pańskiej na nabożeństwo.
Duchowieństwo, władze miejskie, i lud zgromadzony, z radością witali marszałka, przed którym po nabożeństwie, wojsko składające miejscowy garnizon, przedefilowało na rynku przy odgłosie muzyki. W W alencyi połączyłem się z Piotrem Rogojskim, a wyrobiwszy mu marszrutę, ruszyliśmy razem w dalszą drogę.
_____
Kajetan Wojciechowski, Pamiętniki moje z Hiszpanii, wydał Leon Potocki, Drukarnia Stanisława Strąbskiego, Warszawa1845