Z Vittoryi maszerowaliśmy przez Pueblo i przez rzekę Ebro, potem Mirandę, które miasto leży nad samą rzeką. W tem mieście zaraz pierwszej nocy dwóch naszych żołnierzy na kwaterze gospodarz domu zabił, mundury i bieliznę zbroczone krwią pod posadzkę kamienną w sieniach zakopał, a ciała tych do rzeki Ebru wywiózł i potopił; za to, że kiedy ci późno w nocy z miasta do kwatery powrócili, A więc Hiszpan pilnował dobrze kto oni są, czy Katolicy, czy nie; i patrzył przez dziurkę zamkową we drzwiach będącą jak się rozbierać będą, i czy mają jakie znaki religijne na sobie, to jest szkaplerz lub krzyżyk, lub jaki medalik; niewidząc żadnych znaków na nich, a do tego pacierzy nie mówili, to też ich zamordował jako heretyków. Dnia drugiego gdyśmy się do marszu na placu zbierali, dwóch żołnierzy niedostawalo, a wiadomo było gdzie kwaterowali. Natychmiast posłano podoficera za nimi. Gdy przyszedł na kwaterę, znalazł konie, siodła, mantelzaki, mundsztuki i broń; zapytuje wiec gospodyni, gdzie poszli żołnierze?… Ta mu odpowiedziała, że jak tylko wczorajszego dnia przynieśli furaż i konie opatrzyli, zaraz poszli do miasta i więcej ich niewidziano. Podoficer zabrał konie i to wszystko przyprowadził przed front i odraportował. Książę Miurat rozkazał pułkownikowi Krasińskiemu, aby oficera z jednym plutonem zostawić, i ten aby zaraportował nadchodzącemu marszałkowi Massenie, który za nami zaraz maszerował; my zaś poszliśmy dalej do miasta Brevisca zwanego.
Wincenty Płaczkowski, Pamiętniki Wincentego Płaczkowskiego porucznika dawnéj gwardyi cesarsko-francuzkiéj spisane w roku 1845, Żytomierz, 1861, A. Kwiatkowski i Spółka