PODRÓŻ MORSKA NA SAINT DOMINGUE 1802
Na podstawie Jan Pachoński, Polacy na Antylach i morzu karaibskim, Kraków, Wydawnictwo Literackie 1979 r.
Podróż morska na Haiti z Livorno do Cap Francais w 1802 roku
Wpisy z pamiętników
14 czerwca 1802 r.
Nadszedł na koniec czternastego czerwca 1802 roku, rozkazano 113-ej półbrygadzie piechoty około południa wsiadać na okręty, a 5. i 68. półbrygada stanęły pod bronią, z rozkazem użycia gwałtu w razie oporu ze strony Polaków. Ta nadzwyczajna ostrożność generała gubernatora Rivaud niepotrzebną się okazała. Polacy bowiem chociaż z rozpaczą w sercu, szalupami dostawieni do okrętów, na pokładach złożyli w milczeniu i bez szemrania broń i mundury; poczem za danym znakiem, pomimo przestróg doświadczonych żeglarzy o zbliżającej się burzy, podniesiono kotwice i puszczono się w drogę.
Zaledwo flotylla z przystani Livorno wypłynęła, okropna wszczęła się burza i okręty w rozmaite rozpędziła strony. Z tych dwa, pomimo największego niebezpieczeństwa, zdołały napowrót do Livorno zawinąć, trzy fale morskie zapędziły do kanału Piombino, pomiędzy lądem stałym a wyspą Elbą, okręt zaś grecki, o którym wyżej wspomnieliśmy, rozbił się o skały w bliskości wieży morskiej San-Vinzenzo, i ze stu ośmdziesięciu ludzi, znajdującjmi się na jego pokładzie, zaledwo sześćdziesięciu kilku wyratować się zdołało, z sześciu zaś oficerów jeden tylko kapitan Kastus, śmiałą przytomnością żony, wraz z nią ocalonym został. Odważna ta kobieta, uchwyciwszy jedną ręką męża, drugą przywiązawszy do siebie okiennicę okrętową, rzuciła się w morze i po długiej walce z żywiołami wraz z nim, napół umarła, od fal morskich na ląd wyrzuconą została. Poczem kapitan Kastus, zebrawszy oddział ocalałych żołnierzy, udał się z nimi na powrot do Livourno, gdzie od mieszkańców jak najlepiej przyjęci, opatrzeni we wszystko, ich kosztem na miejsce dalszego przeznaczenia byli odesłani.
23 czerwca 1802 r.
Reszta okrętów, miotana wściekłością wyuzdanej burzy, dopiero czwartego dnia znalazła się pomiędzy wyspana Balearskiemi a brzegami Hiszpanii.
Po kilkunastodniowej pomyślnej żegludze, flotylla nasza już się znajdowała pod 36-ym stopniem szerokości, na wysokości przylądka Gates, gdy raptem wiatr zachodni dąć zaczął, nowa wszczęła się burza, a przez kilka dni nieustannie miotając nami, rozproszywszy nasze okręty, zapędziła je pod same skały, nazwane punktem Europy, na których się wznosi Gibraltar najeżony armatami angielskimi.
Ucichła cokolwiek burza i flotylla, szukając schronienia w Maladze, zawinęła tamże 27 czerwca, gdzie wnet i okręt, na którym znajdował się szef batalionu Bolesta z dwoma kompaniami drugiego batalionu piechoty do przylądka Gates aż ponad brzegi Afryki zapędzony, przypłynął. Z największem zadziwieniem naszem zastaliśmy w Maladze konsula polskiego, który, przywitawszy nas serdecznie, przyjął na obcej ziemi jak dzieci jednej matki.
Dnia 25 lipca 1802 roku, flotylla nasza, podniósłszy kotwice, z wiatrem wschodnim wypłynęła z portu Malaga, a sterując ponad brzegami Gibraltaru i Al-gesiras w Europie a Ceutą w Afryce, tak że obie strony łatwo okiem rozpoznać można było, szczęśliwie nazajutrz zawinęła do Kadyksu.
Półbrygada, mająca się przesiąść na inne okręty na ten cel przez tamecznego konsula najęte, dwanaście dni na przygotowaniach straciła. Tam kapitanowie Sleżyńsk i Geisztor, oraz kilku naszego stopnia, oficerów porzucili komendy i w Kadyksie pozostali. Podczas pobytu naszego w Kadyksie oglądaliśmy nieraz Porto-Santa-Mairia, gdzie się znajduje arsenał morski i tam przypatrywaliśmy się owemu sławnemu okrętowi liniowemu, la sanlissima Trinidad zwanemu, o czterech bateryach i 140-tu armatach, od którego wystrzału admirał Nelson pod Trafalgar rękę utracił, sam zaś okręt w tejże bitwie rozbił się i zginął na nim admirał hiszpański Gravina.
5 sierpnia flotylla z pomyślnym wiatrem północno- wschodnim opuściła Kadyks, minęła cypel Tangeru, sterując ku południowi, przepłynęła pomiędzy wyspą Maderą i wyspami Kanaryjskiemi, a zbliżywszy się ku wyspie Palma, przebyła pierwszy południk, przecinając wyspę Ferroe.
Pod 36-ym stopniem szerokości wiatr się zmienił i we dni kilka później weszliśmy na linię zwrotnika raka, przez którą przebywając dnia 12 sierpnia 1802 roku, wojsko nasze na nowo ochrzczone w imieniu Neptuna zostało. Komiczny ten obrzęd, z wszelką uroczystością przez żeglarzy dopełniony, rozerwał nas na chwilę. Odtąd stateczny wiatr wschodni przy pogodnym niebie dozwolił nam sterować prosto ku Antyllom. Upały nieznośne nie przestawały dokuczać, jedne nocy tylko niejaką nam ulgę przynosiły, na rozpalonych leżąc pomostach.
Chrzest Neptuna – Ubierają jednego majtka za Neptuna, drugiego za księdza, i każdego z przepływających po raz pierwszy tę linię zanurzają w kadzi, napełnionej słoną wodą; ci tylko uwolnieni od tego zostają, którzy się majtkom okupić zdołają.
Około 20 sierpnia pod stopniem 24-3mr i minut kilkanaście szerokości taka cisza nastąpiła na morzu, iż okręty zdawały się stać na czystym zwierciadle. Nie mogąc odgadnąć jak długo ta cisza trwać będzie, rozkazano dozorcom żywności stan zapasów złożyć, pozmniejszano porcje jadła a tym bardziej wody. Ta zaś już się psuć poczynała. Koloru żółtego, odrażającego zapachu, napełniona robactwem, chcąc jej używać, musiano ją węglami czyścić i, pomimo tego, nie dawano więcej na osobę bez różnicy stopnia jak po jednej kwarcie na dzień.
Męczarnia pragnienia przy upałach, które do 40 stopni Reaumura dochodzi, spowodowała choroby i śmiertelność na okrętach naszych rozszerzać się zaczęła. Żołnierze, w morze wyskakując, w pływaniu ochłodzenia szukali, co jednak smutne za sobą nieraz pociągało skutki. Kilku żołnierzy postradaliśmy z powodu, iż oddaliwszy się zanadto od okrętów, gdy podostawali kurczu, pomimo prędkiego ratunku, w głębinach morskich śmierć znaleźli; inni zaś od rekinów i wilków morskich, towarzyszących zwykle okrętom, pożarci zostali. Nie mogąc przez żaden sposób zabronić kąpania się w morzu, przeznaczono godziny do kąpieli, w czasie których wykomenderowano straż; ta, śrutem strzelając w morze, morskie odstraszała potwory.
Dnia 1 września podniósł się wiatr od wschodu, a okręty nasze przy rozpiętych żaglach z największą szybkością słone wody pruć zaczęły.
Odtąd przy sprzyjających nam żywiołach bez najmniejszej nawet przeszkody, ujrzeliśmy na koniec 10 września przylądek Samana.
Dwunastego tegoż miesiąca wpłynąwszy do zatoki Mancemlla, około 2 po południu przed samem miastem Cap-Français rzuciliśmy kotwicę.