Szli na Irun, Tolozę do Alegii. Tu opowiada pamiętnikarz ciekawą historyą. „Było może około godz. 11-tej w wieczór, gdy mi dano wiedzieć, iż od drogi dochodzi jakiś jęk i narzekanie, a niebawem sprowadzono muła, kierowanego przez śliczną młodą kobietę. Na mule trzymał się ledwo, nie pierwszej już młodości, chory jakiś mężczyzna. Oboje ci ludzie byli strasznie znużeni, na daremnie szukali gospody w Tolozie i napróżno także szukali przytułku w obozie, aż nakoniec spostrzegłszy ogień rozniecony przez moję kompanię, w tę stronę się udali.
Nie mogłem wyjść z podziwienia, dowiedziawszy się, że państwo ci, to moi ziomkowie. Kobieta opowiadała mi, że mąż jej służył w jednym z pułków polskich, lecz wskutek chronicznej choroby, musiał wziąć dymisyą i obecnie ma zamiar powrócić do Warszawy, gdzie się spodziewał znaleść pewny przytułek w domu weteranów.
W Wittoryi miało mu się pogorszyć, nie chcieli jednak zatrzymywać się nigdzie, byle wyjść jaknajprędzej z Hiszpanii. Dziś zdawało jej się, że już zginą bez ratunku, że Bóg zapomniał o nich. Liczy jednak na miłosierdzie swoich rodaków.
_____
Zygmunt Lucyna Sulima, Polacy w Hiszpanii (1808-1812), Warszawa, Gebethner i Wolff, 1888 r.