Gdy już podeszła awangarda niedaleko widety nieprzyjacielskiej, zatrzymał się podoficer, aż nadszedł generał z podporucznikiem Pretwiczem. Oznajmił Pretwiczowi, że tu już stoi pikieta nieprzyjacielska. Generał na to oświadczył, że potrzeba dotrzeć i przekonać się o nieprzyjacielu, ponieważ generał Dessalines idzie od Cap Français. Dlatego też nie mamy strzelać do murzynów, aż oni pierwsi zaczną, bo wtenczas dopiero przekonamy się, że to nieprzyjaciel. Polacy uwierzyli Krzyszofowi, ruszyli naprzód, ale widząc, że to nieprzyjaciel, zabierali się do strzelania. Generał nie dał atoli strzelać. Murzyni, wiedząc o jego przybyciu, stanęli pod broń. Krzysztof powiedział do Pretwicza, że to są nasi, a sam dał znak chustką, że przybywa według umowy. Murzyni zaczęli krzyczeć: „niech żyje Krzysztof!“ i przybiegli, widząc, że nasi do nich nie strzelali. Otoczyli wokoło naszych biednych 30 Polaków i chcieli ich zaraz mordować. Pretwicz prosił generała Krzysztofa, aby im życie darowali i jako niewolników uważali. Przyrzekł Krzysztof i rozkazał czarnym, aby żadnej przykrości nie robili Polakom. Murzyni też odstąpili, ale zabrali naszym broń i ładunki i przez noc ich pilnowali. Nazajutrz przywołał Krzysztof podporucznika Pretwicza do siebie i rzekł: „Ja was wymienię za muzykę murzyńską, pozostałą w Cap Français, ale wyślij jednego żołnierza polskiego z moim listem do generała Rochambeau“. Pretwicz wysłał więc żołnierza z listem i od niego dowiedzieli się nasi o losie towarzyszów. Generał Rochambeau odpowiedział, że nie odda muzyki murzyńskiej, a Polaków niech sobie zatrzymają. Rochambeau był tyranem nie tylko czarnych, ale nawet Polaków, których na okrutne męczarnie i śmierć oddał. Z nich żaden nie powrócił, a wojnę zaciętą dalej prowadzono.
Jakub Filip Kierzkowski, Pamiętniki kapitana wojska francuskiego, kawalera krzyża legii honorowéj, a na ostatku majora w wojsku polskiém, Warszawa, 1831