Przybywszy do tego miasta i przenocowawszy, dnia następnego ruszyłem dalej. Wypadało całe stado przepędzić przez rynek miasta, lecz z przyczyny wąskiej i ciasnej ulicy tak się owce ścisnęły, że niepodobna było w żaden sposób naprzód ich popędzić, albo się pomiędzy niemi przedostać. Po wielkich trudach przecisnąłem się przez zgromadzone zwierzątka aż do rynku, chcąc zobaczyć co je powstrzymywało. Na rynku artyllerya francuzka w znacznćj liczbie ustawiła park z armat, furgonów i wozów z prochem. Owce dostawszy się pod koła i lawety tak się ścisnęły, że w żaden sposób nie można było ani ich naprzód pędzić, ani w tył cofnąć. Kiedym się tśm zdarzeniem kłopotał, przystąpił do mnie Marechal des logis (szef żandarmów) zapytując, czy to ja mam pod swą komendą te stado, a gdym mu na to potwierdzającą dał odpowiedź, wezwał abym się stawił u marszałka Yictora Kiedym przybył marszałek zapytał mnie z jakiej jestem armii, korpusu, dywizyi i pułku, na co odpowiedziałem mu po francuzku krótko i węzłowato. Na to rzekł mi ażebym sobie poszedł ze swą. armią tam zkąd przybyłem, dodając: „Zrabowaliście jak widać całą tę okolicę, skoro pędzicie takie duże stado owiec, zabronię dać wam paszy, lub zabiorę stado.“ Odrzekłem mu że wypełniam rozkaz mojej zwierzchności przed którą byłbym odpowiedzialnym, gdybym pozwolił zabrać sobie stado. Marszałek rozgniewany moją śmiałą lecz sprawiedliwą odpowiedzią, zagroził mi aresztem, w końcu rozkazał swoim grenadyerom utorować przejście pomiędzy stadem. Owce i kozy które były w lynku polecił mi oddać, z warunkiem aby je zaraz dalej popędzić, co też niebawem nastąpiło; lecz najpiękniejszą część stada, która się w wązkiej ulicy zatrzymała, zabrał dla siebie, odrazu więc tanim kosztem pozbyłem się przeszło 3,000 owiec i kóz. Prawo mocniejszego sprawdziło się i na mnie. Z resztą stada, wynoszącego do 2,000 sztuk, pomaszerowaliśmy z wielką trudnością do Toledo, tu zdawszy swój transport komisarzowi wojennemu (Comissaire de guerre) udałem się do pułku, który pod miastem w koszarach był rozkwaterowany. Biały pies Toma, stały opiekun i towarzysz swego stada, nie opuścił takowego aż do końca i tak się do żołnierzy eskortującej kompanii przywiązał, że im wszędzie w marszach towarzyszył. W bitwie pod Almoaaci stworzenie to zostało ciężko ranne w nogę, tam więc pozostało i nie widzieliśmy go już więcćj. W Toledo przynajmniej mogliśmy cokolwiek odpocząć, spędziliśmy tam bowiem trzy miesiące.
_______
Stanisław Broeker Pamietniki z wojny hiszpańskiej (1808 – 1814), Unger Józef, 1877 Warszawa, PAN Biblioteka Kórnicka